czwartek, 28 października 2010

Żarcie w szkole - no nie!

Hej. Ostatnio zastanawia mnie pewien fakt: jedzenie w szkole. Okay - rozumiem, że kanapka zrobiona w domu przez babcię jest fajna, nie zaprzeczam. Aczkolwiek ostatnio wszyscy narzekają: "Ale ja jestem głodny, łeee." - no i zamiast kupić sobie coś sensownego do zjedzenia - idą do pieprzonego sklepiku szkolnego. Co kupują? - Jabłko? Nieee... Oczywiście, że chipsy, batoniki i Coca Colę. No tak, bo przecież to jest taaaaaakie pożywne i zdrowe - nic tylko wydawać tam swoje wyżebrane od rodziców pieniądze (bo kto by pomyślał samemu pracować?!). Sam osobiście nie jestem zwolennikiem jakiegokolwiek jedzenia w szkołach. Pomijając oczywiście osoby, które dojeżdżają 50 kilometrów czy coś (tu pozdrowienia dla Serka). Najlepsze ze wszystkiego jest to, że osoby które mają ogromną ilość czasu na dojście do szkoły - nie jedzą w domach, wolą denerwować innych śmierdzącymi chipsami - nie lepiej w domku sobie z rana skonsumować jakieś danie? Byle jakie, ale zjeść by potem nie płakać: "łee, jestem głodny - chyba kupię sobie jebiące kozimi bobkami chipsy". Na litość boską - opanujcie się, albo chociaż zacznijcie kupować coś co nie ma takiego zabijającego odoru. Czy to tak trudno w domu jest zrobić sobie jak mówią w Lesznie: "Skipkę chlebka"? Wiem, może dla osób z poziomem IQ równym poziomowi głowonoga jest trudno, ale myślę, że dacie radę i uda Wam się tego dokonać. Aaa... - tylko nie poobcinajcie sobie palców! Trzymam kciuki. :-)